– Dyplomata służy Polsce, nie aktualnemu rządowi. Dlatego zmiany ekipy rządzącej nie powinny wzbudzać u niego nadmiernych emocji. To tylko zmiana dekoracji.– zwykł mawiać mój Ojciec gdy, swego czasu, pytałem go, czy nie mierzi go praca w resorcie kierowanym przez dyletantkę Annę Fotygę.
Nie ukrywałem też przed nim, że taka postawa budzi we mnie wysoce ambiwalentne odczucia. Z jednej strony podziw, że można aż tak oddać się idei służby Ojczyźnie, być aż takim państwowcem. Z drugiej pewien jednak absmak, bo to jednak trochę prostytucja – bycie, bądź co bądź, reprezentantem władz, z których wizją niekoniecznie się zgadzamy, czy których wręcz nie szanujemy.
No bo jak tu np. szanować takiego glicerynowego czopka, jak ten plastuś z Krakowa, który będąc teoretycznie głową państwa, płaszczy się przed szefem swej partii, nie zauważając że w ten sposób ośmiesza i swój urząd i swój kraj?
Ja bym tak nie potrafił. I cieszę się bardzo, że mój tata-emeryt nie musi już swym i moim nazwiskiem firmować takiego Waszczykowskiego, który swymi pierwszymi wypowiedziami, tuż po tragedii w Paryżu, sprawił że stała się rzecz niemożliwa – uwierzyłem, że można być palantem większym niż Fotyga.
Jednocześnie muszę zmartwić tą część wenezuelskiej Polonii, która miała nadzieję, że rządy PiSu spowodują odwołanie z Caracas tego sejmowego kłamcy i głupka Piotra Kaszuby. Obawiam się, że nie ma nawet zbytniego znaczenia, fakt że w siedzibie MSZ na Szucha w Warszawie, wielu tłumaczy wyjątkowo nieproporcjonalne do kompetencji tempo dyplomatycznej kariery tego typka, jego zagadkową zażyłością Jerzym Pomianowskim, byłym wiceministrem i człowiekiem przez niektórych uważanym za mocno powiązanego z odchodzącą ekipą rządzącą.
Przede wszystkim Pomianowski wcale nie jest tak jednoznacznie PO, jak wielu się to może wydawać. Przecież to za Fotygi był on Dyrektorem Generalnym Służby Zagranicznej i to właśnie wtedy, za poprzednich rządów PiSu, Kaszuba został awansowany na ambasadora.
To że ambasador w Caracas jest oszustem też na ministrze Waszczykowskim żadnego wrażenia raczej nie zrobi. Waszczykowski to już od dawna bardziej polityk niż dyplomata, a dla polityków kłamstwo to chleb powszedni. Dość, że sam trafił na ministerialny stołek dzięki kampanijnym kłamstwom swej PiSowskiej ekipy. Więc oszust na ambasadorskim fotelu w Wenezueli raczej nie będzie mu przeszkadzać.
Zwłaszcza, że Piotr Kaszuba jak na dyplomatycznego kundelka* przystało, szybko poczuł zmianę wiatru i natychmiast sięgnął po wazelinkę. Wystarczyło, że wybory prezydenckie wygrał Duda, a w ambasadzie RP w Caracas pojawił się na ścianie portret Jana Pawła II.

Najpierw ambasador Kaszuba rozkazał powiesić Jana Pawła II przy stojących przy wejściu flagach.

Później przeniósł go na przeciwległą ścianę, tuż nad Księgę Pamiątkową ambasady.
Sam jestem katolikiem, chodzę do kościoła co niedzielę, ale takie rzeczy mnie po prostu rażą. Zrozumiałbym powieszenie portretu prezydenta kraju, w wielu ambasadach takie portrety przecież wiszą, ale papież? Ambasador Kaszuba niby jest prawnikiem, ale jak widać nie zna artykułu 25 wciąż mimo wszystko obowiązującej Konstytucji RP:
Władze publiczne w Rzeczypospolitej Polskiej zachowują bezstronność w sprawach przekonań religijnych, światopoglądowych i filozoficznych, zapewniając swobodę ich wyrażania w życiu publicznym.
Niesmak. Znowu niesmak. I muszę się tym razem w pełni zgodzić z moim Ojcem, który zwykł mawiać, że „rasowy dyplomata zna swoją wartość i swoje kompetencje, więc nie musi się obawiać zmiany rządu. Potrzebę podlizywania się nowej władzy mają dyplomatyczne kundelki.*”
Moim zdaniem wszystkim tym, którzy marzą o odwołaniu z Caracas pana Kaszuby pozostaje jedna tylko nadzieja – może nowej polskiej władzy niespodoba się jednak fakt, że ten polski ambasador lubi się tarzać w wazelinie przed każdą władzą, nie tylko swego własnego kraju. I że tutaj w Wenezueli płaszczył się w polskim imieniu przed skompromitowanym komunistycznym reżimem, jeździł z „gospodarczymi wizytami” do lokalnych chavistowskich kacyków, ochoczo przyjmował od nich prezenty, fotografował się z nimi, a nawet, nie tak dawno, ochoczo bił brawo na akademii ku czci lokalnego ZOMO. To właśnie ta konwiwencja ambasadora Kaszuby z czerwonymi bandytami może być dla ministra Waszczykowskiego trudniejsza do przełknięcia. I może się okazać, że nawet Jan Paweł II na ambasadzkiej ścianie to zbyt mało.
Miejmy nadzieję.
P.S. Dziękuję XXX, uczestniczce piątkowych spotkań z polską kulturą i językiem w ambasadzie, za zdjęcia Jana Pawła na tamtejszych ścianach. To miłe, że nie tylko mnie takie rzeczy rażą.